„Prev. owned”, czyli jak trudno sprzedać grę z kolekcji

Karton szurający o metal. Szczęknięcie drzwiczek paczkomatowej skrytki. Trzeba jeszcze tylko zaktualizować status na BGG na „Prev. owned” i oto kolejna gra zniknęła z kolekcji. Żegnaj!

***

Półka wstydu – półka nadziei

No i proszę, jeszcze 3 lata temu koncepcja sprzedawania planszówek z kolekcji, które z takiego czy innego powodu „leżakują” od dłuższego czasu na półkach nie do końca mieściła mi się w głowie. Od razu spieszę z wyjaśnieniem – nie zaliczam się do osób, które grupę gier kupionych, ale nigdy nie ogranych określają mianem „półki wstydu”, bo w zasadzie czego tu się wstydzić? Gier których zakup poprzedzony był wielotygodniową analizą swoich planszówkowych potrzeb? 🙂 A może tych kupionych w przedsprzedaży serwowanej w pociągu pędzącym z amerykańskiego „Hypeville” do niemieckiego „Realstadt”? Czy wreszcie planszówek zamówionych w czasie cyklicznej koniunkcji dwóch wielkich ciał niebieskich – Wypłaty i Promocji?! Przecież po prostu planszówkowy dzień jak co dzień i naprawdę nie ma powodu do wstydu.

Jeśli już musiałbym nazwać grupę nieogranych gier to byłaby to „półka nadziei”. Nadziei na to, że kiedyś znajdzie się czas na to aby we wszystkie zagrać. Szkoda tylko, że jak mawiają niektórzy „nadzieja umiera ostatnia”, bo to dobitnie podkreśla, że wcześniej, DUUUŻO wcześniej, „umiera” wolna przestrzeń w planszówkowej szafie. I kiedy upychanie dodatków w pudełkach od podstawek nie jest już możliwe, perspektywa zarwania się półek przeradza się w realne zagrożenie dla zdrowia, a na ekranie telefonu wyskakuje sms od kuriera „W dniu dzisiejszy dostarczymy…” to już wiem, że granica została osiągnięta. Przychodzi moment na wystawienie części kolekcji na sprzedaż… ale to wcale nie koniec problemów.

Teoria względności – stan gry

O ileż łatwiej musi przebiegać sprzedaż planszówki, której komponenty są wyraźnie nadgryzione zębem czasu, pudełka wyglądają jak wyciągnięte psu z gardła, a zamiast oryginalnej instrukcji mamy tylko wydruk na domowej drukarce… igłowej. W takim wypadku bez mrugnięcia okiem w rubryce STAN pojawia się ocena… „dobry”.

Ale nie! Każda karta zostaje zakoszulkowana natychmiast po odpakowaniu talii, aby ochronić ją przed mikrouszkodzeniami na brzegach, żetony wypychane są z wielką ostrożnością i precyzją, żeby tylko nie naderwać warstwy z nadrukiem, a figurki mają przyjemne posłanka z gąbki, zapobiegające przypadkowemu obijaniu się o inne elementy. Brawa za przezorność! Dzięki tym zabiegom gra w momencie ponownej sprzedaży jest w stanie idealnym… Tylko że nie!

Obecnie, mimo kilkunastomiesięcznego stażu w sprzedawaniu planszówek z mojej kolekcji wciąż nie wiem gdzie przebiega delikatna granica między stanami „idealnym” a „bardzo dobrym”. Dotychczasowe doświadczenie sugeruje, że utrata statusu ideału odbywa się na wiele niepozornych sposobów jak na przykład: rozpakowanie, rozegranie partii w sterylnych warunkach, przechowywanie gry na półce w pozycji bocznej bezpiecznej za nie „na pleckach”…

Na szczęście istnieje też pojemny stan „bardzo dobry”. W tym przypadku całkowicie akceptowalne są: „brak pudełka od dodatku”, „otarcia i zarysowania na pokrywie”, „instrukcja często przeglądana i wygnieciona” oraz wiele innych przypadłości, związanych z rozsądnym użytkowaniem gry. W tym przypadku „bardzo dobry” oznacza po prostu NORMALNY, a to z kolei rodzi nadzieje, że potencjalny kupujący też będzie „zaledwie” normalny.

Ostanie spojrzenie – próba charakteru

Pamiętacie jak pisałem o koszulkach? No właśnie. Każda karta zostaje zakoszulkowana. Każda. I niestety jeśli oferta sprzedaży nie uwzględnia koszulek to znaczy że każda karta musi zostać rozkoszulukowana. KAŻDA. Szkoda tylko, że poczucie zmarnowanego czasu nie jest jedynym co towarzyszy przeprowadzaniu tej operacji. Dochodzą do niego oskarżycielsko-błagalne „spojrzenia” każdej karty. KAŻDEJ! Piękne grafiki i klimatyczne teksty, które być może kiedyś popchnęły do kliknięcia przycisku „KUPUJĘ”, teraz zdają się krzyczeć „Nie sprzedawaj!”, „Zagraj chociaż raz!”, „Za parę lat ta gra będzie unikatem!”. Na szczęście można rozkoszulkowywać patrząc na rewersy, jednak nie tylko karty rzucają te ostatnie spojrzenia. To samo robią figurki – szczególnie te własnoręcznie pomalowane – żetony, znaczniki zasobów i plansza, a przecież nie można pominąć dokładnego przeliczenia elementów gry w stanie idealnym… Wróć! BARDZO DOBRYM! W tym ostatnim akcie desperacji planszówka robi naprawdę wszystko, żeby zostać na półce. I czasem jej się to udaje. 🙂

***

Karton szurający o metal. Szczęknięcie drzwiczek paczkomatowej skrytki. Trzeba jeszcze tylko zaktualizować status na BGG na „Owned”. Witaj w domu! 😉